Wydawnictwo Literackie
Data wydania: 2015
Stron: 268
„Wizje chodźcie do mnie, blisko,
najbliżej... Zostańcie w mojej głowie najdziksze sny. Oto jest wasza scena, reflektor
niżej. Korowód moich marzeń wiruje, lśni. ” (Budka Suflera, Noc komety,
tekst: Marek Dutkiewicz)
Kiedy miałam 15 lat
oglądałam „ Opowieści z krypty”, „Z Archiwum X” i takie różne.
Kiedy Erna Eltzner miała 15
lat oglądała duchy.
Powrót do historii tego
podlotka był dla mnie szczególnym powrotem. Mając połowę obecnego życia za sobą
przeczytałam po raz pierwszy „E.E.”, byłam wówczas równolatką głównej bohaterki
– a książka zrobiła na mnie ogromne wrażenie. Jednak czas płynął, a Erna
usunęła się gdzieś w cień mojej pamięci, wypchnięta przez innych bohaterów,
którymi jarałam się z biegiem lat. Aż tu nagle Wydawnictwo Literackie
stwierdza: a trzaśniemy Tokarczukowej takie nowe wydania jej książek, o tej
dziewczynce-medium też. I w ten sposób z czeluści wyłoniła się znów
Eltznerówna.
Bałam się czytać na nowo. Nie chciałam zepsuć sobie tego wrażenia z
przeszłości, ale bardzo mnie ciągnęło do tej historii, którą pamiętałam dość
mgliście.
1908. Jest ta Erna, rodzeństwa ma dużo, tata-przemysłowiec, mama-słodzinka.
Erna trochę taka, trochę owaka – blada, chuda, anemiczna... W trakcie obiadu widzi
jakiegoś półprzezroczystego dziada, film się jej urywa, a historia się zaczyna.
Matka bardzo angażuje się w całe spirytystyczne szaleństwo wraz z popierdółkowatym
urzędnikiem, jego siostrą (dawnym medium) oraz starym i młodym lekarzem. Każdy
ma tu swoje 5 minut – Tokarczuk naświetla całe zamieszanie z różnych
perspektyw, nie ma rozdziałów z numerkami, nie ma tytułów, które podpowiedzą,
że „w tej części będzie o...”, są tylko poszczególni bohaterowie i to oni są
rozdziałami opowieści. Powieść układa się ze zgoła różnych (entuzjastycznych i
sceptycznych) sposobów widzenia przypadku E.E. Sama dziewczynka zaś staje się
obiektem badań młodego lekarza-niedowiarka.
W książce znajdują się zapiski z przebiegu seansów z udziałem Erny, relacje
z testów, którym poddawano nawiedzoną małolatę, by sprawdzić, co tam w czaszce
zachodzi, że widzi buzię w tęczu...
Powrót do Eltznerów nie był jakoś super bolesny, może i nawet w tę miłą
stronę się skłaniam, jednak nie było to to samo czytanie, co za gówniarza. Nie żałuję.
Przyjemna lektura, zwłaszcza po „Jasnowidzu w salonie” Sołowianiuk. Było miło. Dziękuję.
Próbka:
Istnieje coś takiego, co się
nazywa histerią zbiorową, kiedy ludzie, wsyscy naraz, widzą rzeczy, które w
rzeczywistości nie istnieją. Duchy, Matki Boskie, świętych, latające talerze... [O. Tokarczuk, „E.E.”, s. 172]
Jak się dowiedziałem, na
przełomie lutego i marca odbyły się jeszcze dwa seanse z udziałem E.E., na
których nie byłem obecny. Z relacji osób biorących w nich udział wynika, że
pacjentka wpadła w stan, w którym przepowiadała przyszłość. Była to wizja
zniszczenia, końca świata i przyjścia Antychrysta. Niezwykle plastycznie
opisywała sceny walenia się domów, pożarów i zgliszcz, śmierci ogromnej
liczby ludzi. Można mniemać, że inspiracji
do tej wizji dostarczyły jej doniesienia prasowe a temat trzęsienia ziemi w
Messynie, które nastąpiło kilka miesięcy temu, o czym zresztą rozmawiała ze mną
z niezwykłym przejęciem. Należy wspomnieć, że wizje te przyniosły jej pewną
popularność i dlatego na kwietniowym seansie, który opisuję, było aż dziesięć
osób. Utrwaliło się przekonanie, że E.E. przepowiedziała na jednym z pierwszych
seansów owo trzęsienie ziemi, lokalizując je w południowych Włoszech.
Przekonanie to funkcjonuje obecnie jako dowód prekognitacyjnych zdolności E.E. [O. Tokarczuk, „E.E.”, s. 188-189]