Wydawnictwo Dolnośląskie
Wybór
z tomów: „Drehn Sie sich um, Frau Lot!”, „In Sachen Kain und Abel”, „Kein Öl,
Moses?”, “Kein Applaus für Podmanitzki”
Przekład (i wybór): Stanisław Lewański
Data wydania: 1988
Stron: 184
„Lecz żona Lota obejrzała się za siebie i
stała się słupem soli.” (Rdz, 19:26)
Rozmawiałam z Wandą o życiu. O tym, jak
bardzo może nie mieć sensu po przeczytaniu „On wrócił” Timura Vermesa. Wanda,
której zależy na moim życiu oraz dobrym samopoczuciu, zapewniała mnie o tym, że
muszę ratować się inną książką. Dobór takiej książki, aby pozostać przy życiu,
nie jest wcale prosty. Nie chciałam brać odpowiedzialności za swój stan zdrowia
psychicznego, zdecydowałam więc, że zdam się na nią.
Przyniosła mi książkę rozklekotaną, myślę
sobie – albo jest tak zła, że ktoś wiele razy rzucał ją w kąt, albo jest
taka dobra, że ktoś chciał do niej wrócić raz jeden, drugi, trzeci... Po
wstępnych oględzinach okładki i rozlatanych stronnic zdecydowałam się podnieść
rękawicę. Okładka – spoko – pies z papierosem w pysku. Śmieszne. A
później już z górki.
Opowiadań jest masa. [Bo jest to zbiór
opowiadań, więc są opowiadania.] Masa = 38 opowiadań na 172 stronach, bo
pomijam tu te wszystkie wstępy, dedykacje, spisy treści itp. Historyjki są krótkie, ale
rozśmieszają na długo. O ile bawi kogoś absurd i ironia. Jeśli nie bawi, to
niechaj nie czyta.
Kishon jest Żydem i o Żydach pisze. Tak naprawdę,
to się z nich śmieje. Z siebie też. Jeśli żart, który robi wymaga nakreślenia jakiegoś
tła – kulturowego, obyczajowego, historycznego, topograficznego – to autor
zadaje sobie ten tród i objaśnia. „W Izraelu ślubów udziela rabin, który wpierw
upewnia się na podstawie zeznań świadków, że oblubieńcy są stanu wolnego i że
żadne z nich nigdy nie wstępowało w związki małżeńskie. Na ogół wystarczy
poprosić o przysługę świadczenia któregoś z sąsiadów na zasadzie rewanżu za to
na przykład, że od czasu do czasu przechowujemy jego masło w naszej lodówce.”
(fragment opowiadania "Byłem świadkiem w rabinacie", s. 62, E. Kishon, "W tył zwrot, pani Lot!")
Tematyka opowiadań jest przeróżna – możemy
poczytać, jak wygląda pobyt w luksusowym hotelu („Pański numer pokoju, sir?”),
jak w Izraelu rozstrzyga się kwestie pomocy socjalnej („Opieka społeczna”), jak
trudno kupić buty („Achimaaz i buty”), jak zaimponować światu dzięki
rozwiązywaniu krzyżówek („Pod znakiem krzyżówek”), jak terroryzować terrorystów
(w opowiadaniu... „Jak terroryzować terrorystów”), co mówiłby pies, gdyby mówił
(„Szczera rozmowa z pewnym psem”) i tony
innych mądrości.
Moim sercem zawładnęły (szczególnie) trzy
opowiastki – o szlonym taksówkarzu z telewizorem w pojeździe służbowym („Taxi z
telewizorem”), o zrozpaczonym aktorze, któremu co i rusz przeszkadza pewien
Mundek („Bez Mundka nie da rady”) i o napadzie w trakcie oglądania serialu
przez domowników („Kto, z kim, kogo na ekranie telewizora”).
Nie chcę tak po przecinku, ale mam
wrażenie, że nawet niewielki zarys fabuły zdradza już koncept na opowiadanie, a
to już wtedy majtki w dół i kto by czytał tę książkę? Więc nie zdradzam. Mówię,
że warto, mimo że coś go teraz niebardzo wydają – szukałam, ale jeśli jest
dostępny, to w języku niemieckim, a ja jednak preferuję polski, więc... Nie
wiem, za bardzo się nie znam, ile to „na stare” 350 zł (cena okładkowa z
wydania z 1988 r.), ale ile by to nie było – opylało się! Historyjki nie są
normalne, bohaterowie nie zachowują się normalnie, ale skoro co normalne to
nudne, więc chyba plus dla Kishona.
Próbka:
– Dawniej – ciągnął pan Singer swoje
wyjaśnienia – dawniej napady na banki odbywały się według klasycznego ceremoniału,
trzeba powiedzieć uciążliwego. Gangsterzy byli zamaskowani, strzelali na
postrach, krzyczeli, grozili. Dziś wszystko odbywa się jakoś racjonalniej, a
izraelskie banki doceniając to udzielają tym nowoczesnym metodom swego
całkowitego poparcia. W tych dniach na przykład dwóch ludzi uzbrojonych tylko w
śrubokręt ulżyło bankowi Barclaya w Ramatajim na sto tysięcy funtów, a w filii
naszego banku w Petach Tikwa pokazano kasjerowi tylko smoczek niemowlęcy. I
poskutkowało. Wczoraj ukazało się w gazetach ogłoszenie banku dyskontowego z
Hajfy: „Bank uprasza, aby w miesiącach letnich wszelkie napady wykonywane były
jedynie w poniedziałki, środy i czwartki”. [fragment opowiadania „Taki sobie zwyczajny
napad na bank”, s. 110-111, E. Kishon, „W tył zwrot, pani Lot!”]
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz