niedziela, 24 kwietnia 2016

Ephraim Kishon, „W tył zwrot, pani Lot!”

Wydawnictwo Dolnośląskie
Wybór z tomów: „Drehn Sie sich um, Frau Lot!”, „In Sachen Kain und Abel”, „Kein Öl, Moses?”, “Kein Applaus für Podmanitzki”
Przekład (i wybór): Stanisław Lewański
Data wydania: 1988
Stron: 184

„Lecz żona Lota obejrzała się za siebie i stała się słupem soli.” (Rdz, 19:26)

 

Rozmawiałam z Wandą o życiu. O tym, jak bardzo może nie mieć sensu po przeczytaniu „On wrócił” Timura Vermesa. Wanda, której zależy na moim życiu oraz dobrym samopoczuciu, zapewniała mnie o tym, że muszę ratować się inną książką. Dobór takiej książki, aby pozostać przy życiu, nie jest wcale prosty. Nie chciałam brać odpowiedzialności za swój stan zdrowia psychicznego, zdecydowałam więc, że zdam się na nią.
Przyniosła mi książkę rozklekotaną, myślę sobie – albo jest tak zła, że ktoś wiele razy rzucał ją w kąt, albo jest taka dobra, że ktoś chciał do niej wrócić raz jeden, drugi, trzeci... Po wstępnych oględzinach okładki i rozlatanych stronnic zdecydowałam się podnieść rękawicę. Okładka – spoko – pies z papierosem w pysku. Śmieszne. A później już z górki.


Opowiadań jest masa. [Bo jest to zbiór opowiadań, więc są opowiadania.] Masa = 38 opowiadań na 172 stronach, bo pomijam tu te wszystkie wstępy, dedykacje, spisy treści itp. Historyjki są krótkie, ale rozśmieszają na długo. O ile bawi kogoś absurd i ironia. Jeśli nie bawi, to niechaj nie czyta.
Kishon jest Żydem i o Żydach pisze. Tak naprawdę, to się z nich śmieje. Z siebie też. Jeśli żart, który robi wymaga nakreślenia jakiegoś tła – kulturowego, obyczajowego, historycznego, topograficznego – to autor zadaje sobie ten tród i objaśnia. „W Izraelu ślubów udziela rabin, który wpierw upewnia się na podstawie zeznań świadków, że oblubieńcy są stanu wolnego i że żadne z nich nigdy nie wstępowało w związki małżeńskie. Na ogół wystarczy poprosić o przysługę świadczenia któregoś z sąsiadów na zasadzie rewanżu za to na przykład, że od czasu do czasu przechowujemy jego masło w naszej lodówce.” (fragment opowiadania "Byłem świadkiem w rabinacie", s. 62, E. Kishon, "W tył zwrot, pani Lot!")
Tematyka opowiadań jest przeróżna – możemy poczytać, jak wygląda pobyt w luksusowym hotelu („Pański numer pokoju, sir?”), jak w Izraelu rozstrzyga się kwestie pomocy socjalnej („Opieka społeczna”), jak trudno kupić buty („Achimaaz i buty”), jak zaimponować światu dzięki rozwiązywaniu krzyżówek („Pod znakiem krzyżówek”), jak terroryzować terrorystów (w opowiadaniu... „Jak terroryzować terrorystów”), co mówiłby pies, gdyby mówił („Szczera rozmowa z pewnym psem”)  i tony innych mądrości.
Moim sercem zawładnęły (szczególnie) trzy opowiastki – o szlonym taksówkarzu z telewizorem w pojeździe służbowym („Taxi z telewizorem”), o zrozpaczonym aktorze, któremu co i rusz przeszkadza pewien Mundek („Bez Mundka nie da rady”) i o napadzie w trakcie oglądania serialu przez domowników („Kto, z kim, kogo na ekranie telewizora”).
Nie chcę tak po przecinku, ale mam wrażenie, że nawet niewielki zarys fabuły zdradza już koncept na opowiadanie, a to już wtedy majtki w dół i kto by czytał tę książkę? Więc nie zdradzam. Mówię, że warto, mimo że coś go teraz niebardzo wydają – szukałam, ale jeśli jest dostępny, to w języku niemieckim, a ja jednak preferuję polski, więc... Nie wiem, za bardzo się nie znam, ile to „na stare” 350 zł (cena okładkowa z wydania z 1988 r.), ale ile by to nie było – opylało się! Historyjki nie są normalne, bohaterowie nie zachowują się normalnie, ale skoro co normalne to nudne, więc chyba plus dla Kishona.

Próbka:

– Dawniej – ciągnął pan Singer swoje wyjaśnienia – dawniej napady na banki odbywały się według klasycznego ceremoniału, trzeba powiedzieć uciążliwego. Gangsterzy byli zamaskowani, strzelali na postrach, krzyczeli, grozili. Dziś wszystko odbywa się jakoś racjonalniej, a izraelskie banki doceniając to udzielają tym nowoczesnym metodom swego całkowitego poparcia. W tych dniach na przykład dwóch ludzi uzbrojonych tylko w śrubokręt ulżyło bankowi Barclaya w Ramatajim na sto tysięcy funtów, a w filii naszego banku w Petach Tikwa pokazano kasjerowi tylko smoczek niemowlęcy. I poskutkowało. Wczoraj ukazało się w gazetach ogłoszenie banku dyskontowego z Hajfy: „Bank uprasza, aby w miesiącach letnich wszelkie napady wykonywane były jedynie w poniedziałki, środy i czwartki”.  [fragment opowiadania „Taki sobie zwyczajny napad na bank”, s. 110-111, E. Kishon, „W tył zwrot, pani Lot!”]

czwartek, 21 kwietnia 2016

DZIEŃ DOBRY.

Nadejszła wiekopomna chwila. Jesteście Państwo świadkami powstania książkowego bloga. W związku z tym, że wpisy będą kręcić się wokół książek, za jakiś czas (mam nadzieję, że nie nazbyt długi) pojawią się pod tym adresem moje wrażenia po starciu z literaturą. Z literaturą (prze)różną. Przestrzegając już przed treścią, zwracam Państwa uwagę na istotny aspekt mojej kiełkującej recenzenckiej działalności, który będzie mnie usprawiedliwiał – “nie wiem, za bardzo się nie znam”.